Jerzy Gawin Jerzy Gawin
323
BLOG

"Miś" i "Seksmisja" po latach

Jerzy Gawin Jerzy Gawin Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

@All 
Ta notka została przeze mnie zdublowana i pod takim samym tytułem opublikowana przez Starego Prokocimia. Jerzy Gawin idzie na rentę. Zmartwychwstał Stary Prokocim, www.salon24.pl i kto chce może komentować notkę Starego Prokocimia tej samej treści i pod tym samym tytułem bez FB. Administrację przepraszam, ale nigdy nie byłem na salonie24 tak szczęśliwy jak dziś.



Obejrzałem sobie raz jeszcze po latach dwie stare, bardzo popularne polskie komedie: „Misia” Stanisława Barei z 1980 roku i „Seksmisję” Juliusza Machulskiego z roku 1983. Przyznać muszę, że upływ czasu i nowe doświadczenia okresu pomiędzy początkiem lat osiemdziesiątych a czasami obecnymi spowodował, że odbieram je dziś zupełnie inaczej niż na bieżąco, gdy po raz pierwszy je oglądałem.

Oba filmy okazały się na swój sposób prorocze wbrew zamierzeniom twórców.

Oba filmy były reklamowane jako „polityczne” i satyryczne, przedstawiające w sposób jawny („Miś”) bądź ukryty („Seksmisja”) rzeczywistość PRL-u w krzywym zwierciadle. O ile w przypadku filmu Barei można się z taką interpretacją zgodzić, o tyle „Seksmisja” zawsze była dla mnie filmem apolitycznym, a wtrącone sceny jak ta: „idziemy na wschód, tam musi być jakaś cywilizacja” zostały tam wstawione tylko po to, by cenzura je wycięła, a film w ten sposób został rozreklamowany jako „pocięty przez cenzurę”.

A jednak oba filmy zachowują aktualność z zupełnie innych powodów. „Seksmisja” prorokuje nadejście ery politycznej poprawności a „Miś” rysuje cechy współczesnego człowieka sukcesu, a przecież Polacy nie żyją już w PRL-u.

W roku 1988 Amerykanie nakręcili film pt. „Midnight Run”, znany w Polsce pod tytułem „Zdążyć przed północą”. I już po kilku minutach jego oglądania widzimy, że jesteśmy „w starym kinie”; główny bohater, grany przez Roberta de Niro podróżuje ze wschodniego na zachodnie wybrzeże USA różnymi środkami lokomocji, najbezczelniej w świecie paląc papierosy w pociągu, w autobusie i na lotnisku i ma tupet prosić w samolocie o miejsce dla palących. O ile bardziej wiarygodna dla współczesnych jest scena z komedii Machulskiego, gdzie główni bohaterowie po zapaleniu papierosa zostaną bez ostrzeżenia oblani pianą „ze względów bezpieczeństwa”. Ponadto w świecie, w którym obudzą się z hibernacji, papierosów nie będzie. Zostaną zlikwidowane „z powodu szkodliwości ogólnej”, czyli „dla naszego dobra”. My jeszcze w takim świecie nie żyjemy, ale do niego dążymy. Australijski internauta, który chciałby sobie przypomnieć, jak wygląda logo papierosów „marlboro” dowie się, że oglądanie takiego logo w Australii jest nielegalne,gdyż jest traktowane jako reklama wyrobów tytoniowych, a tego nie wolno. Strona zawierająca takowe zostanie zablokowana. Oczywiście „wszystko dla naszego dobra”, przecież papierosy szkodzą. Żyjemy (nie tylko w Australii) „w świecie uregulowanym, bez głodu, wojen, chorób wenerycznych i innych męskich wynalazków”.

Ponadto postęp techniczny spowodował, że podsłuch stał się sprawą banalnie prostą. Maksymilian Paradys jeszcze się buntował przeciwko „permanentnej inwigilacji”, my już wiemy od Lamii Reno, że „to bezcelowe”, a internet to ostatnie miejsce, gdzie można zachować anonimowość.

Z kolei Ryszard Ochódzki, prezes klubu „Tęcza” jest autorem wynalazku, który powinien (gdyby nie żył w komunizmie) opatentować. Nosi on angielską nazwę „feedback”. Każdy z jego pracowników miał prawo taki „feedback” zostawić, nagrywając się na magnetofon szpulowy ZK 120. My mamy bardziej nowoczesne narzędzia komunikacji. I jeśli np. popsuje się nam sprzęt na gwarancji, wysiądzie połączenie telefoniczne lub internetowe, zawsze możemy (i to za darmo!) pochwalić sprawcę awarii lub usterki, zostawiając „positive feedback”. Firmy odpowiedzialne za to same wyślą nam maila z linkiem, gdzie można je pochwalić.

Niezadowolonych nie ma. O tym wiedział już Ryszard Ochódzki: „czemu mieliby kłamać? Oni wszyscy są szczęśliwi”. Jasne, wszyscy żyjemy w banalnym, uregulowanym świecie bez wojen, głodu…

Teraz już wiemy czemu Ochódzki, który dobrze radził sobie w PRL-owskim systemie gospodarczych absurdów, dobrze poradził sobie w „lumpenliberalnym” postkomunizmie.

Bo te systemy są do siebie podobne. Miś miał kosztować jak najwięcej, bo zaplanowane była jego „katastrofa” i zwrot 20% włożonych (nie z własnej kieszeni) kosztów. Bo dobre przekręty, to tylko wielkie przekręty i legalne: żadnych drobnych oszczędności, żadnych podejrzanych podwykonawców: oszczędności niewielkie, ryzyko spore. Taki sposób oszczędzania Ochódzki wręcz nazywa dziadostwem.

A jak to ma się do czasów współczesnych? Przecież nie żyjemy w PRL-owskiej rzeczywistości. Nie, ale żyjemy w świecie, w którym sprawcy wielkich przekrętów pozostają bezkarni, a płotki są karane. Ryszard Ochódzki, żyjący w neoliberalnej rzeczywistości bez problemu jest w stanie „wygenerować” kryzys systemu bankowego, ale tylko taki, że w kłopoty popadnie cała sieć banków, „zbyt dużych, by mogły upaść”. Drobne przekręty skazane są na porażkę. Jeśli kłopoty ma jeden bank, można zmienić zarząd, wtedy Ochódzki straci stołek. Jeśli zmiana zarządu nie uratuje banku przed bankructwem, wypłatą pieniędzy dla klientów zajmie się firma reasekuracyjna i też Ochódzki poleci. Ale jeśli cała sieć banków znajdzie się w kłopotach i bankructwa przybiorą rozmiary tak masowe, że wypłaty odszkodowań przekroczą możliwości firm reasekuracyjnych?

Wtedy z pomocą prywatnym firmom przyjdzie państwo, oczekując od prezesów banków programów naprawczych. I takowe powstaną. A za ich opracowanie Ochódzki i inni prezesi banków nie tylko zostaną na swych stanowiskach, ale jeszcze wypłacą sobie roczne premie w wysokości wartości porządnego mieszkania na Mokotowie.

Stworzyliśmy system finansowy, który – podobnie jak komunistyczny – skazany jest na bankructwo. To już wiemy. Ale jeszcze nie wiemy co robić.

Ochódzki już wie…




Jerzy Gawin
O mnie Jerzy Gawin

nijaki

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura